Na tym skąpym metrażu, w zamkniętej przestrzeni, gdzie obowiązywały jakby teatralne, klasyczne reguły trzech jedności, między Mileną a O'Brienem musiało iskrzyć; zbyt silne osobowości i zbyt blisko, niby dwoje pierwszych skrzypków w orkiestrze, tak to sobie tłumaczyłem, choć musiało być w tym jeszcze jakieś drugie dno, głębsza jakaś zagadka, zresztą zagadkowy był dla mnie sam cel Michałowych tutaj wizyt. Tego nie rozumiałem, to było poza moją wiedzą. Pamiętam dwa absurdalne dla mnie wydarzenia czy raczej sceny: kiedyś zbudziłem się nad ranem z pijackiej drzemki, impreza już się kończyła i byli tylko we dwoje oraz Bronka w tle. O'Brien siedział w fotelu