Sotion przemywał ranę, piekł jakby ktoś sypał sól. Kalias zagryzł wargi i zacisnął pięści. Kolumny mu się myliły. Uciekały sprzed oczu albo zlewały się w jednolitą ścianę.<br>- A więc, Kaliasie, ile?<br>- Dwadzieścia z szerszej strony... <br>- Źle.<br>Jakże piecze ta rana. Czyż można liczyć uważnie, gdy tak boli? Jedna, dwie, trzy, zagina do bólu palce, aż trzeszczą w stawach.<br>- Ile, Kaliasie?<br>- Dwadzieścia dwie od węgła do węgła i siedemnaście z węższej strony, też od węgła do węgła...<br>- Brawo! Ile razem?<br>- Siedemdziesiąt cztery - wyrzucił z gardła ze złością.<br>- Kaliasie, gladiator uczy się panować nad sobą i lekceważyć ból... Bądź mężny, Kaliasie... - głos Sotiona