dalej, dotarli dalej niż daleko, do Warszawy, całe osiemdziesiąt kilometrów, odesłano ich do województwa, województwo do Warszawy, gospodyni potrafi dziś wymienić adresy szpitali, instytutu Matki i Dziecka nawet, pamięta podróże, "czapkowanie", plączą się tylko trasy autobusów. Czy gdyby dotarła szybciej, ocaliłaby córkę? Kto to wie. Gospodarz żył wtedy, pieniędzy nie żałowali, było kogo na gospodarce zostawić, a dziecko zmarnowało się. Ot, i tyle.<br>Następne pokolenia? Zięć gospodyni nic nie mówi. Śpiący. Najstarsza chichocze. Co by chciała? Aby tyć jak na filmach, całkiem poważnie jak na filmach, w których występują współcześni farmerzy. Całkiem poważnie dom, ale nie taki jak ich dom, w