słów, jak syjamskie bliźnięta. <name type="person">Johnny</> wydaje się wyrastać z pleców <name type="person">Luthera</>, jego drżące, niewinne ciałko bezradnie doczepione do tego drugiego o znużonym, starym jak świat, lecz świdrującym spojrzeniu: widziałem to wszystko (chłopiec zaciąga się), widziałem (jeszcze jedno sztachnięcie), choć nie powinien był nigdy tego zobaczyć. Dym skręta, którym się zaciąga, zamienia ów obrazek w scenę bez mała infernalną, podobnie jak wiadomość, że ich zwolennicy zaatakowali właśnie szpital (tak!) i przetrzymują tam setki zakładników. Czy obłędne zło tego świata nie ma granic? Oczywiście, odzywa się tutaj stereotyp Wschodu: rozgorączkowane fantazje białych obywateli zachodniego świata na temat metafizycznej rozpusty, jakiej rzekomo oddają się