na tym gwarnym, rojnym, połykającym smakowite kęsy cmentarzu, na tych zapustach pełnych ruchu, barw i woni, nikt chyba nie myślał o śmierci. Zrazu Jurek przeżywał coś w rodzaju niesamowitego skupienia, uczestnicząc w tym niezwykłym poczęstunku zmarłych, każdy pieróg napoczynał jak błogosławione przesłanie z zaświatów w tej słowiańskiej <orig>panichidzie</>, wywiedzionej z zamierzchłych epok, tajemnej i życiodajnej, ale później zwyciężyło zwyczajne obżarstwo.<br>- Mołyszsia? - zagadnęła Wala, gdy przystanęli na uboczu.<br>- Mhm.<br>- A ja nie - powiedziała cicho. - Powtarzam: "<foreign>Amin. Amin. Na kładbiszcze wietier świszczet. Amin! Amin!</>" Tylko nie mów nikomu... Spróbuj, to fajnie.<br>Odtąd na spółkę uprawiali świętokradztwo z tak nabożnymi minami jak dwoje aniołków