kartofli i, stawiając sagan na ogniu, zaczęła:<br>- Bo tu, w Warszawie, to i ludzie inne, a i pracy brak. Mój, niby, to tylko trzy dni w tygodniu robi, ledwie na żarcie starczy, a <orig>ichny</> <orig>derektur</>, znaczy się ten Purmanter, czy jak tam mu, to powiada, że może i całkiem fabrykę zamkną, bo odbytu ni ma. A i tak, żeby nie Mańka, to nie byłoby czym komornego opłacić. Zapracowuje się dziewczyna, a i to nic. Jak gościa ze dwa razy na tydzień nie złapie...<br>- Niech uważa - przerwał Dyzma - bo jak ją złapią, że bez książeczki... No!<br>Walentowa przewinęła dziecko i rozwiesiła nad