tego, <orig>smerdo</> jeden?! - zawołał. <br><br><br>I byłabym może jeszcze ocalona, gdyby nie to, że <br>Jan wytłumaczył sobie fałszywie moje błagalne spojrzenie <br>i wzruszywszy ramionami, mruknął: <br><br>- A zresztą... niech wam będzie! Jeden od bramy, drugi <br>od drzwi, a trzeci od zatrzasku! <br><br>Wbiegłam jak nieprzytomna do mieszkania, rzuciłam się <br>na najbliższy fotel i zaniosłam się od płaczu. <br><br>Zdumiony i przerażony Jan na próżno usiłował <br>przez dłuższą chwilę wydobyć ode mnie, co się <br>właściwie stało. Łkałam rozpaczliwie z twarzą <br>zasłoniętą rękami, jak gdybym zamierzała rozpłynąć <br>się we łzach. <br><br>Jan przysunął sobie krzesło, objął mnie wpół <br>(nigdy dotychczas tego nie czynił) i gładząc moje włosy, <br>słowo za