dżinu<br>I wnet, nie myśląc wiele,<br>Popili się jak bele,<br>Aż twardy sen ich zmorzył.<br>Spać sternik się położył,<br>Kapitan także spał,<br>A jak się zwał, tak zwał.<br><br>Nasz Brandon nie tknął trunku,<br>Trwał sam na posterunku,<br>Spoglądał w odmęt siny,<br>Sterował, ściągał liny.<br>Dokoła wrzała burza,<br>Dziób statku się zanurzał,<br>A on, choć cały zmókł,<br>Wytężał w ciemność wzrok.<br><br>Gdy wstawał dzień ponury,<br>Wziął Brandon mocne sznury<br>I związał kapitana.<br>Załogę zbudził z rana<br>I rzekł: "Objąłem władzę,<br>Korwetę ja prowadzę,<br>A kto mi powie "nie",<br>Piach będzie gryzł na dnie!"<br><br>"Nie! - wrzasnął sternik: - Hola!<br>Mój ster jest i busola