las był już szary. W górze pnie sosen rudziały w promieniach słońca, które zachodziło gdzieś tam, za domkiem, za horyzontem na pofałdowanej, lesistej równinie.<br>Za godzinę, będzie zupełnie ciemno. Niebo roziskrzy się tysiącami gwiazd, czarna, gładka tafla jeziora powtórzy jeszcze raz firmament. Ale Gale zawsze kładł się spać, kiedy tylko zapadał zmrok, i budził się, dopiero rankiem, kiedy słońce, wielkie i czerwone, wschodziło po przeciwnej stronie jeziora. Ani razu, od kiedy tu był, nie widział gwiazd.<br>Na zakręcie ścieżki, skąd widać już było domek, przystanął. Kilkadziesiąt kroków przed nim na zwalonym pniu ktoś siedział. Gale rozejrzał się szybko dokoła i skrył