Kwellera szczecianką.<br>Łoszęta były chore, zagonione, pokaleczone, z fistułami i zołzowate.<br>Ksiądz Bańczycki dwa razy w nocy łaził do stajni, zarzucał siano, podścielał suche, sprawdzał uwiązanie i macał tęchniejące zołzy.<br>W głuchą j esień obłożył ściany chlewów liściastą zahatą, podwoił obrok i dogadzał łoszęciarni jak zawodowy hodowca.<br>Gdy tylko noc zapadała, Kweller wyłaził z jamy wykopanej pod psią budą, rżnął sieczkę, kręcił wodę, wciągał cebry z parzanką do chlewa, szykował obroki na dzień następny lub rąbał w szopie patyki do pieca, przy blasku latarki.<br>Upozowany był w sylwecie na babę, bo wiadomo było, że na plebanii przystała do roboty Klara Wasicińska