leżał długo w teatrze, lecz nikogo nie interesował. Żył wtedy jeszcze Zygmunt Hübner, ale nie bardzo miał ochotę na podobne przedstawienie. Potem przeczytał sztukę Andrzej Wajda i zawstydził się, że ktoś mógł coś podobnego napisać. Naprawdę, nawet się zaczerwienił. Maciej Wojtyszko, który w końcu spektakl reżyserował, też nie wykazywał specjalnego zapału. Przypomniałam sobie o "Shirley", kiedy byłam w ciąży. Nie mogłam grać, pomyślałam więc, że przygotuję taką zabawkę dla własnej przyjemności. Bawiło mnie, że mogę się znaleźć jakby w innej skórze. Ale najzabawniejszy okazał się fakt, że to nie chciane przedstawienie do dziś przynosi mnie i widzom tyle wzruszeń, teatrowi widzów