miało oznaczać uśmiech.<br><br>- Wspominamy pana, Fiodorze Michajłowiczu... Szkoda, że pan nas opuścił.<br><br>Oczywiście kłamałem. Nikt go nie wspominał, nikt go nie pamiętał, tak jak nikogo z nas nie obchodził już Tietier-Wietier. Nie lubiliśmy Jungmanna, Bułatowowi dokuczaliśmy z właściwym sztubakom okrucieństwem. Szanowaliśmy Korieniewskiego i nauczycielkę francuskiego - Bobrikową. Ale gdyby odeszli, zapomnielibyśmy o nich równie szybko jak o Kołosowie.<br><br>- Szkoda, że pan nas opuścił - powtórzyłem raz jeszcze, ściskając na pożegnanie jego chudą, kościstą dłoń. Wyblakłe oczy Drzazgi zabłysły radością. Wyszedł zza przepierzenia i odprowadził nas do drzwi.<br><br>- Żałujecie mnie jednak... Zawsze wiedziałem, że jesteście poczciwi chłopcy... Pozdrów kolegów... Powiedz, że Drzazga przesyła