górę, przedzierając się wzrokiem przez kłębowisko liści, próbowała wspinać się, nie bacząc na nieudane próby innych śmiałków, nigdzie nie mogła ich dostrzec. Liszki znikały bez pożegnania, ale Joanna i tak umiała zapełnić nimi jeden z korytarzy. Dzięki temu mogła je spotykać przez całe wakacje albo i później, nawet w zimie zapuszczała się tam czasami, by choć przez chwilę na nie popatrzeć, pobawić się z nimi albo czynić im wyrzuty za tak nieeleganckie zniknięcie.<br>- Jak mogłyście mi to zrobić? Czy nie dbałam o was, nie troszczyłam się, zaniedbywałam? - w oczach Joanny pojawiały się łzy, czuła się samotna i niesprawiedliwie opuszczona. Mogłaby dalej ciągnąć