Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
który krzyczał mi w samo ucho:

- Sokole Pióro! Śniadanie! Hop-hop!

Kazia siedziała na werandzie. Przywitała mnie smutnym uśmiechem.

O moim nocnym najściu nie było więcej mowy.

Po południu wyjechałem z Pliut.

56. WUJ BRONISŁAW

Siedziałem na pokładzie z zamkniętymi oczami, z twarzą zwróconą do słońca. Z nieba sączył się żar i tylko z rzadka powiew wietrzyka przypominał o dalekich przestrzeniach, po których toczył się Dniepr. Koła statku z miarowym warkotem tłukły o wodę. Obok mnie na ławce siedziały dwie kobiety z koszem śliwek. Zakasały spódnice aż po uda i rozkraczyły nogi, żeby im było chłodniej. Raz po raz wkładaly do
który krzyczał mi w samo ucho:<br><br>- Sokole Pióro! Śniadanie! Hop-hop!<br><br>Kazia siedziała na werandzie. Przywitała mnie smutnym uśmiechem.<br><br>O moim nocnym najściu nie było więcej mowy.<br><br>Po południu wyjechałem z Pliut.<br><br>&lt;tit&gt; 56. WUJ BRONISŁAW&lt;/&gt;<br><br>Siedziałem na pokładzie z zamkniętymi oczami, z twarzą zwróconą do słońca. Z nieba sączył się żar i tylko z rzadka powiew wietrzyka przypominał o dalekich przestrzeniach, po których toczył się Dniepr. Koła statku z miarowym warkotem tłukły o wodę. Obok mnie na ławce siedziały dwie kobiety z koszem śliwek. Zakasały spódnice aż po uda i rozkraczyły nogi, żeby im było chłodniej. Raz po raz wkładaly do
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego