gwieździste żarówki. Pojawił się też i sam dowódca tej armii - księżyc. Zgodnie ze wschodnimi wzorcami rozgrywania bitew, przyglądał się uważnie z wysokiego pagórka przebiegowi bitwy i puszczał, zależnie od sytuacji, nowe hufce strzelających czernią gwiazd. Jasność wycofywała się na z góry upatrzone pozycje, symulując kontratak pośpiesznym wypuszczaniem ptaków, które zawracały zaraz z pikującym łopotem lub też ginęły bez wieści w ciemniejącej przestrzeni. Na zachodzie bez zmian, jeszcze nie widać oznak jakiegokolwiek popłochu. Słońce, obojętne, że tam walka, rzeź i klęska, rozłożyło się leniwie na kładce widnokręgu. Sprawiało wrażenie twardego generała, który z bezwzględnym cynizmem wysyła pułki światła na niechybną śmierć, sam