czuję nagle przypływ strasznej złości. I gdy papież podchodzi do mnie wciąż z uśmiechem na twarzy, wciąż zanurzony w rozchichotanym nastroju wycieczki z kraju, stękam ze wzrokiem tępo wbitym w posadzkę: Ojcze Święty, proszę nie zapominać o ludziach smutnych i nieszczęśliwych. Tak! Chcę zabić tę beztroskę, te wkurzające wybuchy śmiechu, żarciki i sielankę. Chcę to przeciąć jak nożem! Papież, jak sądzę, nieco zaskoczony, daje mi do ucałowania pierścień, spogląda na mnie, a potem zwraca się do kogoś ze swojej ekipy, która rytmicznie przesuwa się wraz z nim i rzuca: Tristan. Czy coś takiego. <br>Triste, tristan, czyli smutek, a może smutas. Nie