Antoniny, a teraz zwracał się o każdy drobiazg, bo już ktoś o niego dbał i był na jego usługi. W pochyleniu okrągłych pleców babki Dilbinowej, w żyłkach na jej skroni kryło się coś kruchego. Przekonał się, że o którejkolwiek rannej godzinie zajrzeć do jej pokoju, o szóstej czy o piątej, zastanie się ją siedzącą w łóżku i odmawiającą modlitwy, głośno prawie z krzykiem , a spojrzenie obracała nieprzytomne, załzawione i dwie wilgotne strużki żłobiły ślad na policzkach. Babcia Misia w zimie spała, do dziesiątej, obudziwszy się, przeciągała się jeszcze rozkosznie po kociemu. Wieczorem długo w pokoju babki Dilbinowej rozlegały się kroki. Chodząc paliła