Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
urzędnik w uniformie dał mi pociągnąć papierosa. Krztusząc się dymem przybiegłem do matki. Ale matka, pocierając sobie skronie sztyftem przeciwko migrenie, mówiła tylko do panny Kazimiery:

- Dlaczego pani go nie pilnuje? Głowa pęka mi z bólu, a on robi tyle hałasu...

Siadałem wtedy spokojnie, opierałem się o Krysię udając, że zasypiam, i śzarpałem ją za koniuszki warkoczy. Wybuchała awantura, matka chwytała się za głowę, a panna Kazimiera rozbrajała nas i błagała, abyśmy byli cicho. Potem dawała nam po jabłku i przez jakiś czas w przedziale panował spokój.

Wieczorem konduktor podniósł oparcia, panna Kazimiera zrobiła posłania i położyła naś spać. W zasłoniętej
urzędnik w uniformie dał mi pociągnąć papierosa. Krztusząc się dymem przybiegłem do matki. Ale matka, pocierając sobie skronie sztyftem przeciwko migrenie, mówiła tylko do panny Kazimiery:<br><br>- Dlaczego pani go nie pilnuje? Głowa pęka mi z bólu, a on robi tyle hałasu...<br><br>Siadałem wtedy spokojnie, opierałem się o Krysię udając, że zasypiam, i śzarpałem ją za koniuszki warkoczy. Wybuchała awantura, matka chwytała się za głowę, a panna Kazimiera rozbrajała nas i błagała, abyśmy byli cicho. Potem dawała nam po jabłku i przez jakiś czas w przedziale panował spokój.<br><br>Wieczorem konduktor podniósł oparcia, panna Kazimiera zrobiła posłania i położyła naś spać. W zasłoniętej
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego