Maciuś, ale taki zadowolony, zagryza czekoladę, to pełznie na czworakach, to czołga się na brzuchu.<br>Aż tu - bac - bac - swoi do niego strzelają. I mogli go zabić nawet, bo zauważyli, że ktoś się skrada, a nie wiedzieli kto.<br>- Puśćcie tam trzy rakiety! - krzyknął porucznik.<br>Wziął lornetę - patrzy - i aż się zatrząsł ze strachu:<br>- Nie strzelać. Zdaje się, że Wyrwidąb wraca.<br>I bez przeszkód wrócił już Maciuś, wszystko opowiedział, co i jak. Zaraz porucznik zatelefonował do artylerii. Zaraz zaczęli strzelać do nieprzyjacielskiej prochowni. Dwanaście razy nie trafili, a trzynasty raz widocznie trafili <page nr=55> w nieprzyjacielską prochownię. Bo jak nie huknie, aż całe niebo