Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Tygodnik Powszechny
Nr: 47
Miejsce wydania: Kraków
Rok: 1994
przed dziesięciu laty, podczas Olimpiady. Natychmiast po przyjeździe otaczają nas dzieci. Pozostaną z nami przez następne kilka dni: brudne, ciągle w tych samych ubraniach, powtarzają do znudzenia swój refren: "Kolega, daj bonbona, kolega, daj mandarin". Trudno jeść, kiedy kilkanaście par oczu spogląda ci w talerz. Dzieciaki żebrzą bez żenady, to zawodowcy, którzy na pierwszy rzut oka zorientowali się, że mogą liczyć na miękkie serca. Szkoły nie ma, bo rozwalili ją Serbowie, ojciec nie żyje, albo jest na wojnie, matka nie ma pracy, utrzymuje ich Merhamet. Przedwcześnie dojrzałe ośmio-dziesięciolatki, proponujące przyniesienie wódki czy sprowadzenie prostytutek. Za kilka lat oczywiście marzy im
przed dziesięciu laty, podczas Olimpiady. Natychmiast po przyjeździe otaczają nas dzieci. Pozostaną z nami przez następne kilka dni: brudne, ciągle w tych samych ubraniach, powtarzają do znudzenia swój refren: "Kolega, daj <orig>bonbona</>, kolega, daj <orig>mandarin</>". Trudno jeść, kiedy kilkanaście par oczu spogląda ci w talerz. Dzieciaki żebrzą bez żenady, to zawodowcy, którzy na pierwszy rzut oka zorientowali się, że mogą liczyć na miękkie serca. Szkoły nie ma, bo <orig>rozwalili</> ją Serbowie, ojciec nie żyje, albo jest na wojnie, matka nie ma pracy, utrzymuje ich Merhamet. Przedwcześnie dojrzałe ośmio-dziesięciolatki, proponujące przyniesienie wódki czy sprowadzenie prostytutek. Za kilka lat oczywiście marzy im
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego