w dzikim winie, boczna ściana ceglasta, prześwitywała przez liście czerwonawo, skłócona z ich żywą zielenią. Szeroko otwarte okna z siatkami od much i komarów. Cisza. Nikogo.<br>I z prawej, niewidocznej, trzask otwieranego okna. I dalej ten sam fałszywy Paul Anka.<br>Dotarł bez przeszkód pod dom, dokąd już wyraźnie dochodziło piskliwe zawodzenie.<br>Paprotny gąszcz, rozłożysty czarny bez, wciskający się w ścianę, wąski wybetonowany <orig>przymurek</> wzdłuż, na dole. W sam raz na stopy, nie zostawią śladów na ziemi.<br>I już to otwarte okno. Od góry do połowy firanka. W głębi ciemno. Ale za chwilę oczy przestają gubić się w tej czerni. To tylko