Herr Dozent... Ja to zaproszenie tu, do sercowej kieszeni, chowam. I kiedyś, jak Bozia pozwoli, ten motor przed samym uniwersytetem w starożytnym mieście Moguncji dęba stanie!... I pan docent mi halbę tamtejszego piwa zafunduje. Gut? Wszystkiego najlepszego. - I rękę Hansa gorąco uściśnie. <br>Jeszcze się odwróci i pomacha. A Hans dłonią zażenowaną uprzejmie odpowie. I taki ociężały, znużony tą wycieczką pod chmury, wchodzi na plebanię. <br>Głosy obcych ludzi. Drzwi pootwierane. Sanitariusze. Odsłonili twarz Gerty, białą, że pytać nie ma o co. <br>Martwy proboszcz w swym fotelu, z głową wiszącą na piersi. Doktor przy telefonie. <br>- Niestety, Eminencjo... tak, zawał... Tym razem definitywny. Cud