zamajaczyły sylwetki chłopców i doktora.<br>- O, tam, tam uciekli, w dół. Z puszką - rozpaczał Wiewiórka. Obok mnie Hilda zjeżdżała na butach po trawie. Biegliśmy w dół raz po raz przewracając się i koziołkując. Przecież to wszystko nie trwało dłużej niż kilka minut, napastnicy nie mogli uciec daleko. Jeśli nie na zboczu, to powinniśmy dogonić ich w kamieniołomie lub na szosie.<br>Zsuwałem się po trawie na złamanie karku, nieczuły na upadki i potłuczenia. Słyszałem za sobą sapania chłopców, zachęcające okrzyki doktora, naszczekiwanie Sebastiana.<br>Nareszcie znalazłem się na dole, obok stojących w kamieniołomie samochodów. Wyskoczyłem na drogę, aby rozejrzeć się, czy gdzieś w