dolą. Małgorzatka przy kołowrotku.<br>I ja nagle doznaję uczucia, jakbym budził się ze snu. Przeciągam się, gładzę ręką po włosach. Tony z leniwego uśpienia crescendem rosną w jakieś namiętne westchnienie-okrzyk, trwają w tym okrzyku chwilę, potem znów powracają w pełne rezygnacji ciche, markotne zamyślenie.<br>Kiedyś na jakimś sylwestrze wypiłem zbyt wiele. Grał patefon. Tańczyli ludzie. Witaj, witaj, Nowy Roku. Zaczęło mi się wszystko plątać: nogi, słowa i myśli. Zapadałem w jakąś toń szklącą się i mieniącą twarzami, kolorami, światłami i rozmazanymi dźwiękami skocznej muzyki. Poczułem, że uniosły mnie duchy-anioły szepcząc ze sobą cicho i troskliwie. Ułożyły na kanapie i przykryły