się żegnał, szedł do domu, zamykał w swoim pokoju i wspominał każdą chwilę, rozpamiętywał każde spojrzenie, odtwarzał każde dotknięcie, dopiero teraz mógł się nimi rozkoszować, przywoływał je kawałek po kawałku, cofał taśmę, powtarzał, aż docierały do niego w całej pełni. Prawdę mówiąc, wolał te chwile od samych spotkań, podczas których zbyt wiele przeżywał napięcia, by w pełni docenić to, co się dzieje, zbyt był niepewny następnego ruchu, jej i własnego, by się cieszyć, dopiero tutaj, w zaciszu swojego pokoju przeżywał radość z ich spotkania, wyłuskiwał najpiękniejsze ziarenka, dotyk, spojrzenie, przechylenie głowy, dopiero tutaj naprawdę czuł jej bliskość i sam się do niej