Typ tekstu: Książka
Autor: Bocheński Jacek
Tytuł: Tabu
Rok: 1965
do niego ciągnęło, coraz niespokojniej, coraz, no, już nie wiem sama, już trudno - myślałam, i w tej pieczarze Diego się rozebrał, zobaczyłam nagie plecy, biały był, to przecież mężczyzna - myślałam, i nogi, a potem zaraz do mnie, położył się, i tak oboje na gałązkach kosodrzewiny - kochasz? - kocham - szeptamy, i zaczął zdejmować ze mnie Ale jak ja Wam to, Wielebni Ojcowie Obnażył mnie po pas i od razu przestał słyszeć, rozumieć, wołał coś, jedno słowo - kamelia, zasłaniałam się przed jego wzrokiem, a on - kamelia, kamelia, opętało go to, poczułam, że oddycha szybko, natarł na mnie całym ciałem, oplótł rękami, owiał tym niecierpliwym
do niego ciągnęło, coraz niespokojniej, coraz, no, już nie wiem sama, już trudno - myślałam, i w tej pieczarze Diego się rozebrał, zobaczyłam nagie plecy, biały był, to przecież mężczyzna - myślałam, i nogi, a potem zaraz do mnie, położył się, i tak oboje na gałązkach kosodrzewiny - kochasz? - kocham - szeptamy, i zaczął zdejmować ze mnie Ale jak ja Wam to, Wielebni Ojcowie Obnażył mnie po pas i od razu przestał słyszeć, rozumieć, wołał coś, jedno słowo - kamelia, zasłaniałam się przed jego wzrokiem, a on - kamelia, kamelia, opętało go to, poczułam, że oddycha szybko, natarł na mnie całym ciałem, oplótł rękami, owiał tym niecierpliwym
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego