Ludzie uznają, że oskarżyciel nie miał nawet odwagi spojrzeć w oczy oskarżonemu, że jego argumenty były słabe. Co gorsza, proces dociekania prawdy pozbawiono ludzkiego wymiaru. Prawdą stało się wyłącznie to, co zapisane w dokumentach. Został agent, zniknął człowiek, który przecież zawsze jest nie tylko "zbrodniarzem", lecz także "ofiarą". Nie tylko zdrajcą, "Judaszem", "kapusiem", jak nazwały go gazety, ale też kimś, kogo złamano, przekupiono lub zaszantażowano. Jednak to dostrzeżemy tylko wtedy, gdy staniemy z oskarżonym twarzą w twarz. Tylko wówczas będzie można go zrozumieć, co przecież nie znaczy - usprawiedliwić. <br>Tego osobowego wymiaru w "sprawie Hejnała" zabrakło. Zobaczyliśmy tylko instytucję. - Nikt nie spytał