których składa się czas miasta, nie giną z oczu na taśmie przemijania, jak chwile ludzkie, ale narastają jedna na drugiej. Nie, ja to miasto znam: tu się urodziłem i tu żyłem. Tylko że teraz coś się pokręciło. Narastające chwile przemieszały się i poukładały w złej kolejności. Jest coś, co przeczy zdrowemu rozsądkowi: nie wyjechałem stąd jeszcze, a już miesiąc mnie tu nie ma. A teraz stąd wyjeżdżam. Wyjeżdżam skądś, gdzie wcale nie jestem. To, że przejeżdżam tymi ulicami, jest tylko jakimś niedopatrzeniem czasowo-przestrzennym, doganianiem zdarzeń dawno dokonanych. Plac Teatralny. Leżąc na wielkiej kanapie w stołowym pokoju oglądam czerwony album, na którym