tylko jedną, ale wyborną, bo wypchaną kogucim pierzem. Tak, tak, dobrze! A ten młodzianek, kto on taki? Jego jeszcze nie widziałem mówił patrząc z życzliwym uśmiechem na Adasia.<br>- Nasz przyjaciel, proszę księdza.<br>- Ja bardzo chciałbym z księdzem proboszczem pomówić na osobności! - rzekł Adaś z powagą.<br>Ksiądz Kazuro, tak się zwał, zdumiał się odrobinę. Potem się uśmiechnął słodkim, rumianym uśmiechem <page nr=191>.<br>- Chodź ze mną, młodzianku święty, do drugiej izby, a nie lękaj się myszy, bo bardzo oswojone.<br>Ksiądz wdział na siebie jakiś nieszczęsny płaszcz, który sądząc z wieku - mógł być połową opończy świętego Marcina, i zapaliwszy drugą, dychawiczną świeczkę, uczynioną z wybornego łoju, powiódł