dół, zaczepiony stopą w asekuracyjnej pętli. Dokoła rosła marchewka. Mignęło mi, że coś musi w tym być - już drugi raz zlecieliśmy w jarzynki.<br>"Przepraszam" - dobiegło ze strony Pożeracza Chmur. Tylko tyle. Naprawdę. Markotny Pożeracz Chmur lizał zranione skrzydło, a ja usiłowałem się uwolnić. Nie zdążyłem. Zobaczyliśmy, jak szarżuje na nas zdumiewająca postać. Wojownik w efektownie rozwianej szacie, z włosem zjeżonym w bitewnym szale i długim, błyszczącym ostrzem wzniesionym nad głową. W mgnieniu oka wyobraziłem sobie rzeź, do jakiej mogło dojść już za moment. Rannego, rozszalałego Pożeracza Chmur, krew tryskającą strumieniami, oderwane ręce i nogi. I to właśnie teraz, gdy chciałem zdawać