grzechu.<br> Gdy byłem dzieckiem, widziałem takiego złodzieja leżącego krzyżem przed wielkim ołtarzem i modlącego się nie do Boga, ale do rąk swoich rozłażących się jak wszy, bez jego wiedzy i przyzwolenia, po cudzym mieniu.<br> Ludzie zebrani w kościele nie pluli na niego, nie szydzili zeń, nie próbowali kopnąć w podbrzusze, zdzielić pięścią przez łeb.<br> Patrzyli na niego przez swoje modlitwy, śpiewane cicho pieśni, i więcej w ich źrenicach było litości niż mściwej nienawiści.<br> Złodziej, leżący krzyżem przed nimi, przed Stwórcą zamkniętym w ołtarzu, przed świętymi fruwającymi po kościelnym sklepieniu, modlił się do rąk swoich większych od bochenków chleba, gdyż owe nieszczęsne