przed sobą Anglik, zauważył także zza ogrodzenia Carlos.<br>- O, w pizdę palec, stary, pomyłka szpiega - jęknął z zawodem w głosie. Prawie nie było go słychać w powiewach nocnego wiatru, zwiastujących, że chmura znad miasta przesuwa się coraz bliżej. - Lwy cię miały zeżreć, frajerze, nie głupie dziki... Miały być lwy. Kurwa, żenada się robi.<br>Za plecami strumyczek dalekich słów, a pół jarda z przodu ten niemy przeraźliwy obraz: dzik. Wielki łeb, włochaty stożkowaty ryj z karbowaną wilgotną skórą i para kamykowatych tępych oczek, tuż, tuż, a potem znów mrok. Naraz zwierzak bez ostrzeżenia, z cmoknięciem oderwał brzuszydło od błotnistej ziemi, powstał i