piwo, a nie jest. Niedolewki mnie wkurwiają, mówi. Boję się, że państwo oddalą się nie regulując rachunku, z uprzejmym uśmiechem tłumaczy kelnerka. Co za miasto, denerwuje się Lewy. Umawiamy się na obejrzenie meczu w pubie, gdzie piwo dolewają do właściwego poziomu, ale jak się okazuje, gdy przychodzi Lewy telewizor jest zepsuty, a gdy przychodzę ja, Lewego już nie ma, choć działa telewizor. Udaje mi się nawet znaleźć wolne miejsce między fanatycznymi kibicami, ryczącymi, wyskakującymi nagle ku górze i łapiącymi się za głowę. Następne miejsce spotkania - kościół. Ślub. Niedługo zaczną się pogrzeby. Zbliża się koniec świata, ponowoczesna rzeczywistość jak z Mad Maxa