domów, których już nie było. Cienie pejzaży. Cienie własnych losów. Ale żadna radość nie płynęła z głębi tamtych lat. Życie toczyło się obok. Niżej, wyżej. Obok.<br>Piosenka się skończyła, orkiestra umilkła, lecz czar na sali nie zaraz prysnął. Długą jeszcze chwilę trwała cisza i nikt się nie ruszał. Potem dopiero zerwały się oklaski, z początku wątle i pojedyncze, aż przeszły w ogłuszającą wrzawę. Rozbłysły światła.<br><tit>VII</><br>Zbudził się z ciężkiego snu, oblany potem, z sercem w krtani. Zrazu nie mógł się zorientować, gdzie jest. Ciemność go zewsząd ogarniała. Cisza była, lecz w nim samym kotłował się i rwał zdławiony, chrapliwy krzyk. Słyszał