miłym paniom smacznego - zwraca się do mnie odziany w zgrabny fartuszek Maciej Kuroń. <br>Wtorek. - Kopsnij szluga, a najlepiej portfel - dwadzieścia metrów od mojego bloku składa mi taką propozycję panienka z włosami ufarbowanymi na kolor trawy. - Służę uprzejmie, czy pani ma może na imię Monika? - pytam nieśmiało. - Tak, a skąd wiesz, zgredzie? Kłaniam się i odchodzę czym prędzej. Hm, może jest w tym jakiś klucz. Te, które śpiewają, to Edyty, a te, które napadają - Moniki. Czort jeden wie. W telewizji Monika Levinsky roni łzy. Nie wiem dlaczego, ale zupełnie mnie to nie wzrusza.<br>Środa. - Wie pan, ten tekst jest nawet niezły, ale