o brzeg cembrowiny. <br><br> Ciągnie wiadro wodę <br><br> rok i dwa, i cztery, <br><br> aż te klepki brzezinowe <br><br> gniew porywa szczery.<br><br> <br> "Co?! Ciągle na <orig>wyskoczki</>! <br><br> Ciągle se obijaj boczki! <br><br> Dla konia, dla krowy, <br><br> dla owcy... <br><br> dla byle kogo <br><br> męcz się tą drogą! <br><br> Leć w studzienną głąb, <br><br> leć w tę ciemność, <br><br> leć w ten ziąb!<br><br> <br> Już mnie chwyta złość, <br><br> już mam tego dość! <br><br> Słyszysz, ty <orig>skrzypicielu</>, zrzędo! <br><br> Moje klepki z tobą po wodę <br><br> latać nie będą!"<br><br> I wiadro spróchniałym boczkiem <br><br> wsparło się o koryto <orig>szeroczkie</>.<br><br> <br> Stoi... stoi... stoi... <br><br> A tymczasem, drodzy moi, <br><br><br><br><br><br>słoneczko spać się już kładzie. <br><br>Posnęły ptaszęta w sadzie, <br><br>pisklę do matki się