wepchnąć mnie między piwonie. Przechodzili koło mnie blisko. Nie oddychałam i serce mi samo stanęło, jakbym nie żyła. Jeden z nich podszedł z nożem, zamknęłam oczy, ściął głowę piwonii. Zajrzeli także do kopca, ale odepchnął ich stęchły zaduch.<br><br>Marek Dobrowicz wyprowadził nas w nocy do lasu i zostawił w zamaskowanej ziemiance. Dołgopolukowie nie chcieli siedzieć w lesie, znaleźli sobie innego gospodarza, gdzie dla mnie miejsca nie było. Prosiłam, żeby nie odchodzili, żeby nie zostawiali mnie samej. Leżałam bez ruchu cały dzień i całą noc. Bałam się spać, bo gdy przymknęłam oczy, rozlegało się psie żucie i wycie, i zawodzenie mojego brata