mnie, pracujemy dalej. Coraz bardziej zapadam się w monotonię tego ruchu, rytmicznie, zgodnie z tym pulsującym piskiem, który wypełnia wszystko. Co tak piszczy? Wchodzi tata Andrzejka, jej maż, dojechał skądś, patrzy na nas. W oczach nie ma nic, zupełnie. Stoi i patrzy. Nie myśli. Chude plecy dziecka, jeszcze przed chwila zimne i sztywne, są już niemal gorące i nagle czuję, jak jego ciało mięknie, poddaje się, rozpływa na twardej leżance. Ona patrzy na mnie niemal z triumfem, jakby chciała mi powiedzieć - "Nauczyłaś się czegoś dzisiaj". U nosa wisi jej kropelka płaczu, kształtna, przezroczysta, błyszcząca jak kryształ owy żyrandol. Co tak piszczy