sadzie, który w las się przemieniał, jeśli<br>ojciec w las chciał się zaszyć, aby nikt zwątpienia jego nie<br>podpatrzył. Tylko ten sad bury, nieprzyzwoicie goły, aż do wstydu,<br>odarty z liści, z ludzkiego wytchnienia, tylko ten sad mógł teraz kryć<br>zaginięcie ojca.<br> Chodziłem od drzewa do drzewa, ostrożnie, aby nie zmącić tej ciszy,<br>która wydawała mi się ciszą obecności jego, ta cisza jedynie<br>świadczyła, że gdzieś tu ojciec jest. Śladem tej ciszy chodziłem pełen<br>narastającej trwogi, w miarę jak go nie znajdowałem ani w cieniach, ani<br>poza pniami, ani w swojej nadziei. A może płoszy mnie ta nieprzytulna<br>zimna widoczność dookoła