krokach zawrócił jeszcze.<br>~ Myślę - rzekł szorstko, stojąc nad Kazimierzem - że zachowasz dla siebie jedynie, o czym tu gadaliśmy ze sobą, hę?<br>- Juści, rozumiem przecie... dzieckiem nie jestem! poczciwie uśmiechnął się Kazimierz.<br>Długo patrzył potem za oddalającą się postacią podchorążego.<br>Był prawie zakłopotany tym nagłym zerwaniem rozmowy. Można by rzec, niemal zmartwiony, bo ani się spodziewał takiej u Jarmuntowicza popędliwości... Ale bo, cóż to on mówił o tej rewolucji?... Każdemu wolno mieć swoje racje i swoje pomyślenie, jakie mu ta najlepiej przypada... Wiadomo, Jarmuntowicz podchorąży i szlachecki syn. - - Krewni raz do niego przyjechali, do obozu... znaczne jakieś, wielmożne państwo!... Jegomość okazały, siwiejący