skręcając, kolumna na przemian znikała w głębokim, chłodnym cieniu, rzucanym przez omijane kolosy, to znów wynurzała się na oświetlony szkarłatnie piach.<br>Dotarli wreszcie do tektonicznego pęknięcia. Była to szczelina szeroka na sto metrów, tworząca czeluść pozbawioną pozornie dna, a na pewno niezmiernie głęboką, bo nie wypełniły jej całe wodospady piachu, zmiatane bezustannie z brzegów uderzeniami wiatru. Zatrzymali się i Rohan wysłał na drugą stronę latającego robota-zwiadowcę. Obserwował na ekranie to, co ów dostrzegał swymi telewizyjnymi obiektywami, ale obraz był taki sam, jaki już znali. Zwiadowca został po godzinie wezwany z powrotem, a gdy dołączył do grupy, Rohan, naradziwszy się z