ranka był na nogach. Tekla smażyła kotlety, piekła kury, gotowała kompot na drogę. Panna Kazimiera myła mnie i szorowała jak stary, zakopcony garnek. Meble spowito w pokrowce; zapach naftaliny aż kręcił w nosie.<br><br>Gawriła obwiązał kosz grubym sznurem i w końcu matka oświadczyła, że wszystko jest gotowe do drogi.<br><br>Zapadał zmierzch. Przyszło dwóch ludzi i wyniosło kosz, potem kufer, walizkę, łubiane pudło do kapeluszy, sakwojaż i mnóstwo mniejszych pakunków.<br><br>Matka przewiesiła przez ramię skórzaną torbę podróżną na długim pasku. Były tam pieniądze, paszport, kluczyki, binokle...<br><br>W chwili kiedy wszyscy byli już gotowi i mieliśmy wyruszyć na stację, nagle z kuchni doleciał