mnie bynajmniej rzeczą pewną. Przypuszczam raczej, że sztuka nie sięga poza granice poznawalności i nie wzbija się ku żadnym wyżynom, niedostępnym myśleniu. Że rozszerza ona tylko granice poznawalności, a "poczucie dziwności istnienia" stanowi potężny bodziec do wszechstronnego poznania świata, nic więcej. Że wreszcie natchnienie jest to spotęgowana ciekawość i wyostrzony zmysł proporcji intelektualnych, a nie sam dreszcz pierwotny, "dreszcz metafizyczny" Witkiewicza - gdyż ów dreszcz mógłby doprowadzić najwyżej do nieartykułowanego bełkotu. Mam szacunek do Conrada za to, że stanąwszy na granicy ciemnego morza tajemnic, otaczających życie ludzkie, nie usiłował tej granicy przelecieć na skrzydłach ekstazy i nie udawał, że wie coś, czego