schowała... Wszystko gładkie, jasna żarówka... Skarpetki, buty... potem herbata... smakowe kubki nie chciały się poznać ze smakiem chleba, jajecznica szła do środka - nierozpoznana. Ojciec wstaje w swoim pokoju, zaraz mi będzie mówił o błędach: "Tu es sans attention, mon fils... alors... répétes...", coś miało być deklinowane... koniugowane... Lecz nagle ojciec znikał w drzwiach i krzyczał: "Pół do szóstej, natychmiast wychodzić!" - i wybiegałem w zimny przedświt. Zaraz na ulicy pomyślałem znów o niej i rzeczywiście, nadjeżdżała na rowerze ze śpiewem, minęła mnie właśnie na moście: "...my się jeszcze obudzili, byśmy cieee...ee, Boże, chwalili..." Z daleka słychać było już pociąg, trzeba zatem