koronę, przechyliłem się niemal do samej ziemi i wciągnąłem w jabłoń sołtysównę.<br> Teraz we dwójkę, ona po jednej gałęzi, a ja po drugiej, leźliśmy jak odpustowe niedźwiedzie na dach domu.<br> Sołtysówna powiadała, że na dachu jabłka są najźralsze.<br> Soczyste, pełne światła, z poruszoną w rdzeniu pestką, a równocześnie zimne jak źródlana woda.<br> A takie jabłka najbardziej się nadają na nadzienie weselnego placka.<br> Z gałęzi, które pod naszym ciężarem weszły głęboko w zbutwiałą strzechę, sypały się jabłka.<br> Te spadające jabłka, toczące się po kitkach, wypłoszyły jak łasice lub kuny gnieżdżące się w strzesze wróble i nietoperze.<br> Krążyło to drobiastwo wokół nas, wróble