udał, że nie wie, jak sobie lęk swej wyobraźni wytłumaczyć. Udał machinalność ruchów, że on taki, co myślom pozwala harcować, więc niełatwo mu rozważać, roztrząsać... I żeby się czym prędzej przekonać o bezwiedności swych ruchów, zrywa liście z olch mijanych, rozciera je w palcach nie wiadomo po co, rzuca i zrywa wciąż nowe. <br>Szosa. Zaczekać, aż przejadą autokary. Dochodziło południe. Przyśpieszył kroku. Kiedy mijał szkołę, roztyrczały się dzwonki. Zwolnił kroku. Niemal wypchnięty falą bachorów, wyszedł na podwórze pewnie nauczyciel, brodacz. Założył swe dwudziestoletnie ręce za plecy i zaczął udawać pogodnego pedagoga. "Zofia ma pewnie wolne". <br>Na kamiennym chodniku dwie kobiety. "Nawiedziły