zawiniona przez tego człowieka. Dwudziesty szósty rok to rokosz. Nic innego. Stali twardo przy boku swojego wodza, ale im, żołnierzom, można było takie zaślepienie wybaczyć. Jemu nie. Tamta przelana krew w dniach majowych, to ta sama krew, która splamiła bluzkę matki Eweliny w rok później... Nie, nie chce na nikogo zrzucać odpowiedzialności. Jakie to teraz zresztą miałoby znaczenie? Po prostu zdaje sobie sprawę, że zmarnował życie. Być może nie zastanawiałby się nad tym, gdyby nie Ewelina. Ta kobieta zagrała na najdelikatniejszej strunie jego duszy. Pech chciał, że była córką Karoliny Lechickiej... Rozumiał, że musi odejść, usunąć się z jej życia. Że