pole wywiódł prześladujące go hordy Maurów. Buta i dobre samopoczucie opuściły go jednak, gdy spotkała go przygoda zupełnie nierycerska, gdy zdarzyło mu się coś, co nigdy, jeśli wierzyć balladom, nie zdarzyło się Rolandowi, Ogierowi, Astolfowi, Renaltowi z Montalbanu ani Raulowi z Cambrai.<br>Zwyczajnie i całkiem prozaicznie okulał mu koń.<br>Reynevan zsiadł zaraz, gdy tylko poczuł fałszywy, złamany rytm kroku wierzchowca. Obejrzał nogę i podkowę siwka, ale niczego nie był w stanie stwierdzić. Ani tym bardziej niczego przedsięwziąć. Mógł tylko iść, ciągnąc kulejące zwierzę za wodze. Pięknie, myślał. Od środy do piątku, jeden koń zajeżdżony, drugi okulawiony. Pięknie. Niezły wynik.<br>Na domiar