porucznik nie wyszedł przygwożdżony rotmistrzowskim: zostać! Przez zamknięte drzwi słychać było, jak rotmistrz go beształ bez umiaru. Sekretarka wysilała całą swoją sympatię i łagodność, gdy nie padało na nią oko szefa, ale nie umiała powiedzieć nic pocieszającego, bo rzeczywiście rozwiązał się worek z kobietami i dziećmi, co dzień nowe gromady zwalały się na Taszkient i nie było dla nich ani dachu nad głową, ani chleba. Radziła, aby nie tracić czasu na daremne próby uzyskania czegokolwiek od wojska, tylko zaciągnąć się do zbiorów bawełny w jakimś z kołchozów na prowincji, i wyjaśniła dokładnie, którędy trafić na pewien plac w mieście, tam, gdzie rekrutują