kościele rozumieli aluzję. Tak jak ja, potrzebowali objaśnień. Mnie udzielał ich ksiądz Piolanti, lepszy widać znawca średniowiecznej literatury niż muzyki. Pochylałem się więc ku niemu, ilekroć umykał mi sens wydarzeń na scenie. Podobnie czynili inni, tak w ławkach, jak i w grupach pielęgniarzy i siostrzyczek, stojących po bokach. Za nami zwartą masą trzymali się mieszkańcy okolicznych wiosek. Ci między sobą nie prowadzili żadnych objaśniających rozmów. Nie potrzebowali tego. Sądzę, że po prostu znali rzecz, należącą do repertuaru, który po kościołach i salach parafialnych dawano od całych wieków. Rozumieli też wszystko wcześniej od reszty widzów, wybuchając śmiechem, kiedy należało, jak na przykład